PREFACJA

Kiedy nasze dary, zarówno te materialne, jak i duchowe są już złożone ołtarzu, a przez modlitwę kapłana oddane na własność Bogu, rozpoczyna się wielkie dziękczynienie Bogu Ojcu za wszystkie dzieła, których dokonał dla świata i dla nas, a w szczególności za największą ofiarę Jego miłości – ofiarę Jezusa Chrystusa. Dlaczego dziękczynienie? Z prostego powodu. Jeśli ktoś pojmie, co Bóg zrobił dla nas i jak wielkie poniósł ofiary, abyśmy mogli żyć w radości i wolności dzieci Bożych już tu na ziemi, a po śmierci w wiecznej radości Nieba, nie zostaje wtedy nic innego jak wyrazić wdzięczność, dziękczynienie i uwielbienie za ten nienależący się nam dar miłości Ojca. To właśnie dlatego jedną z najważniejszych nazw Mszy świętej jest „Eucharystia”, czyli tłumacząc dosłownie z języka greckiego – „dziękczynienie”.

Każda Msza święta to dziękczynienie. Są jednak takie momenty podczas Mszy, kiedy to dziękczynienie wyrażane jest wprost, w modlitwach, które kapłan wypowiada w naszym imieniu. Jednym z takich momentów jest prefacja, będąca częścią liturgii eucharystycznej. W dzisiejszej katechezie omówimy ją oraz modlitwy wprowadzające do niej, a także zastanowimy się nad tym, jak ważna jest wdzięczność, której możemy nauczyć się właśnie z liturgii.

Po przygotowaniu darów ksiądz zwraca się do wiernych słowami: „Módlcie się, aby moją i waszą ofiarę przyjął Bóg Ojciec wszechmogący”. Zwróćmy uwagę, że choć ofiarą jest sam Chrystus (ofiara doskonała) oraz nasze skromne ofiary duchowe i materialne, które dołączamy do jedynej ofiary Jezusa, my wciąż prosimy, aby Bóg przyjął tę ofiarę. Wyrażamy w ten sposób dysproporcję jaka istnieje pomiędzy stworzeniem, a Stworzycielem i uznajemy w pokorze, że Boga trzeba prosić nawet o to, by przyjął nasze dary. Jest to bardzo piękny moment, ponieważ gdy uznajemy, że to nie jest takie oczywiste, że jesteśmy partnerami dla Boga, wtedy kształtujemy w sobie właściwe odniesienie do Niego, przywracamy należne Mu pierwsze miejsce w naszym życiu i zaczynamy coraz bardziej rozumieć, że nasz udział w Mszy świętej jest wielkim przywilejem dla nas, grzesznych ludzi.

Następnie ma miejsce krótki dialog, który odbywa się pomiędzy celebransem a Ludem Bożym. Wszyscy na pamięć znamy te słowa: „Pan z wami – I z duchem Twoim. W górę serca – Wznosimy je do Pana. Dzięki składajmy Panu Bogu naszemu – Godne to i sprawiedliwe”.

Interesujące jest to, że w tym dialogu ksiądz już po raz trzeci podczas Mszy świętej wypowiada słowa „Pan z wami”. Chce przez to zwrócić naszą uwagę na dwa fakty: pośród nas jest żywy Bóg i dlatego za chwilę będzie działo się coś bardzo ważnego. W odpowiedzi na te słowa odpowiadamy „I z duchem twoim”, potwierdzając naszą wiarę w tę obecność Boga pośród nas oraz w to, że Kościół przez sakrament święceń ustanowił księdza jako naszego reprezentanta. Potem ksiądz mówi „W górę serca”, co można rozwinąć jako zachętę „zostaw teraz sprawy, które zajmują twoje serce, a skup się na samym Bogu. Spróbuj osiągnąć takie skupienie, które wprowadzi cię w tajemnicę Jego obecności, która już jest, a za chwilę będzie jeszcze bliższa. Dlatego odpowiadamy „Wznosimy je do Pana”, aby słowami wyrazić pragnienia serca, do których zostaliśmy zachęceni. Aż w końcu ksiądz wprowadza nas w dziękczynienie, które za chwilę osiągnie pełnię w modlitwie zwanej prefacją: „Dzięki składajmy Panu Bogu naszemu”. Zgromadzenie odpowie „Godne to i sprawiedliwe”, czyli tak właśnie chcemy i tak ma być. W odpowiedzi na to, ksiądz w naszym imieniu recytuje lub śpiewa prefację, rozpoczynającą się od słów „Zaprawdę godne to i sprawiedliwe” i podaje, dlaczego chcemy uwielbiać Boga.

Sama nazwa „prefacja” wywodzi się od łacińskiego słowa, które ma trzy znaczenia. Jest to modlitwa wygłaszana przez jednostkę w obecności zgromadzenia, czynienie czegoś przed kimś oraz wstęp do czegoś.

Prefacja jest więc wstępną częścią modlitwy eucharystycznej i przez to, że skupia się na dziękczynieniu za wielkie dzieła Boga, ma uzdolnić nasze myślenie i wskazać właściwą postawę do tego, co nastąpi później. W tej krótkiej modlitwie najwyraźniej słychać, że Eucharystia jest składaniem Bogu podziękowania za to, co dla nas uczynił.

Ponieważ mamy tak wiele powodów do dziękowania Bogu, w najnowszym Mszale znajduje się ponad 90 prefacji, dostosowanych tematycznie do okresu liturgicznego i formularza Mszy świętej. Warto wsłuchiwać się w słowa prefacji, ponieważ uczą one powodów do dziękowania Bogu, które są niezależne od naszych emocji i tego, co przeżywamy. Mamy często taki problem, że gdy przeżywamy jakąś trudność, przestajemy dziękować Bogu za to kim jest i co dla nas robi. Nie zauważamy wtedy Jego dobroci, Jego opieki i Jego darów, które tak hojnie nam daje. Dlatego, gdy dziękujemy, uczymy nasze serce wychodzić poza to, co w danej chwili czujemy i odkrywamy obiektywną prawdę o Bogu. Gdy umiemy nazwać, za co chcemy podziękować Bogu, rozpoznajemy w Nim Dawcę tego, co mamy i wracamy do Niego z otrzymanymi darami, aby one zbliżyły nas do Niego. To dlatego w prefacji ksiądz mówi lub śpiewa, że jest to dla nas „zbawienne”, bo dzięki przypomnieniu sobie kim jest Bóg, jak jest dobry, hojny i miłosierny, powiększamy naszą ufność w Nim i otrzymujemy nadzieję, tak bardzo potrzebną gdy jest nam ciężko i nie dowierzamy, że Bóg może zainterweniować w naszej sprawie. To dlatego właśnie ktoś, kto ćwiczy się w dziękczynieniu, w pewnym momencie umie podziękować Bogu za rzeczy trudne i staje się zdolny do złożenia ofiary, bo swoje cierpienie, czy porażkę umie przeżyć tak, jak Jezus, to znaczy bez buntu, jako ofiarę za tych, którzy jej potrzebują. Tym sposobem dochodzimy do tego, dlaczego prefacja jest początkiem modlitwy eucharystycznej, czyli ofiary dziękczynienia. Spróbuj dziś wsłuchać się w słowa prefacji i zapamiętać choć jeden powód dziękowania Bogu. Niech te słowa towarzyszą ci cały kolejny tydzień i zapraszają do większej niż zwykle wdzięczności Bogu, a przez to do odkrywania, jak jest On dobry, niezależnie od tego, co przeżywasz.

MODLITWA NAD DARAMI

Jedną z pomocy ułatwiających nam składanie naszych darów podczas Mszy świętej zarówno tych duchowych, jak i materialnych, jest modlitwa nad darami. Jest to krótka modlitwa, recytowana lub śpiewana przez księdza, która łączy nasze ofiary z jedyną ofiarą Chrystusa i ukierunkowuje nas na jeden z aspektów przeżywania misterium ofiarowania, wynikający z tajemnicy dnia, formularza Mszy świętej i okresu liturgicznego, w którym się znajdujemy.

Modlitwa ta ma miejsce po krótkim wezwaniu księdza, które brzmi: „Módlcie się, aby moją i waszą ofiarę przyjął Bóg Ojciec Wszechmogący”, w odpowiedzi wiernych: „Niech Pan przyjmie ofiarę z rąk twoich na cześć i chwałę Swojego Imienia, a także na pożytek nasz i całego Kościoła Świętego”. Zatrzymajmy się tu na chwilę, ponieważ – jak słyszymy – mamy tu interesujący podział na ofiarę księdza przewodniczącego liturgii i ofiarę Ludu Bożego. Czym się różnią te dwie ofiary i skąd ten podział?

Warto pamiętać, że ofiarą, którą składamy podczas Mszy świętej jest przede wszystkim sam Syn Boży. Jednakże w zależności od stopnia naszej bliskości z Bogiem, a także naszego powołania i konkretnej funkcji w Kościele poprzez przyjęte sakramenty (małżeństwa czy święceń), w różny sposób możemy utożsamić się z tą jedyną ofiarą Jezusa Chrystusa.

Może tak się zdarzyć, że dla wielu osób uczestniczących w Mszy świętej, słowa „moją i waszą ofiarę” są zupełnie obce. Ktoś przychodzi na Mszę świętą i ma wrażenie, że wszystko jest tu dla niego obce. A to dlatego, że nie stara się przeżywać swojej codzienności w jedności z Bogiem, czyli przede wszystkim w miłości, która nieraz nas kosztuje. Jeśli jesteśmy skupieni na sobie, na swoich zachciankach, swoich potrzebach i swoich pomysłach na życie, nie wiemy co to jest ofiara. Nic dziwnego, że wtedy na Mszy świętej czujemy się nieswojo, a słowa „moją i waszą ofiarę” brzmią obco, bo na co dzień nie składamy ofiar.

To dlatego tyle czasu poświęciliśmy na omawianie różnego rodzaju ofiar, zwłaszcza tych duchowych, ponieważ są to okazje, by jednoczyć się z Jezusem w naszej codzienności, aby podczas Mszy świętej móc uczciwie powiedzieć, że utożsamiam się na tyle z Jezusem, że mogę stwierdzić, iż jest On moją ofiarą, bo kocham jak On i jestem niewinny jak Baranek, którego mam złożyć w ofierze.

Ponieważ ciągle tak dużo nam brakuje do takiej ofiarnej miłości, przychodzimy na Eucharystię, aby przyjmować Jezusa i aby On sam nas przemieniał w siebie, byśmy potrafili tak ofiarnie kochać jak On, tak ufać Bogu jak On, być tak czystym jak On i tak cierpieć niewinnie jak On. Chodzi więc o to, abyśmy tylko chcieli wejść w ten obieg miłości, który polega na tym, że w naszej codzienności chcemy kochać Boga przez składanie Mu ofiar ze swojej woli, z naszej nieufności, egoizmu i pychy, a jeśli trzeba to z cierpienia. Wtedy podczas Mszy świętej, jednocząc się i utożsamiając z ofiarą Jezusa, otrzymujemy od Boga Ojca w darze Jego samego, który uzdalnia nas właśnie do takiego życia. Wtedy możemy utożsamić się ze słowami „módlcie się, aby moją i waszą ofiarę przyjął Bóg Ojciec wszechmogący”.

Wracając natomiast do tego podziału na ofiarę „moją”, czyli kapłana oraz „waszą” – Ludu Bożego, wynika ona przede wszystkim z dwóch sposobów przeżywania jedynego kapłaństwa Chrystusa.

Na mocy sakramentu chrztu wszyscy jesteśmy zobowiązani do składania duchowych ofiar, jako kapłaństwo powszechne, o czym powiedzieliśmy wcześniej, a o czym pisze w swoim liście św. Piotr: „Wy zaś jesteście wybranym plemieniem, królewskim kapłaństwem, narodem świętym, ludem [Bogu] na własność przeznaczonym, abyście ogłaszali chwalebne dzieła Tego, który was wezwał z ciemności do przedziwnego swojego światła; wy, którzy byliście nie-ludem, teraz zaś jesteście ludem Bożym, którzy nie dostąpiliście miłosierdzia, teraz zaś jako ci, którzy miłosierdzia doznali” (1 P 2, 9-10).

Oprócz tego sposobu jednoczenia się z Jezusem Kapłanem i Ofiarą, istnieje jeszcze kapłaństwo służebne, czyli hierarchiczne, po to, aby pomóc Ludowi Bożemu wypełniać to zadanie. Przez sakrament święceń, prezbiterzy i biskupi są zaproszeni do jeszcze większej zażyłości z Jezusem, a więc do tego, by bardziej niż wszyscy inni, byli złączeni z Nim przez miłość wyrażającą się w ofierze.

Bardzo wymownie pisze o tym kandydat na ołtarze arcybiskup Fulton Sheen. To biskup, który bardzo ukochał Eucharystię i codziennie spędzał przynajmniej godzinę przed Najświętszym Sakramentem. Pod koniec swojego życia opisuje trzy etapy w swoim życiu: czas zakochania w Jezusie, czas bycia kapłanem (ale nie będąc ofiarą) i czas zaprzyjaźnienia się z krzyżem, dzięki czemu mógł w pełni realizować swoje powołanie, przez bycie i kapłanem i ofiarą. Kapłaństwo służebne to zatem zaproszenie do tego, by każdy ksiądz był tak zjednoczony w swoim życiu z Jezusem, aby jako pierwszy spośród wszystkich uczestników Eucharystii mógł powiedzieć o ofierze Jezusa – „to jest moja ofiara” i dzięki temu ze swojego doświadczenia mógł zachęcać innych do ofiarnej miłości i wielkiej bliskości z Jezusem, zwłaszcza w cierpieniu.

Wsłuchajmy się dziś więc w modlitwę nad darami, która ukierunkuje nas na to, jak w tym tygodniu każdy z nas, w swoim powołaniu ma składać ofiary ze swojego życia, aby jednoczyć się z Jezusem Kapłanem i Ofiarą. Nie zapominajmy również o modlitwie za naszych kapłanów, którzy przez przyjęcie sakramentu święceń zostali zaproszeni do jeszcze większej bliskości z Jezusem Najwyższym Kapłanem, aby jako pierwsi z naszej wspólnoty, stali się dla nas wzorem tego zjednoczenia, zwłaszcza w miłości ofiarnej.

OFIARA „DLA KSIĘDZA”

W ostatniej katechezie dowiedzieliśmy się, że ofiary materialne, które podczas Mszy świętej składamy na tacę lub do puszki są przeznaczone na utrzymanie i działalność parafii, bądź na inne cele dobroczynne i ewangelizacyjne. Dziś chcemy przyjrzeć się ofiarom, które składamy dla księdza jako podziękowanie za sprawowaną Mszę świętą lub udzielenie sakramentów. Jest to temat delikatny i nierzadko pełen emocji, dlatego chcemy na spokojnie, w świetle Słowa Bożego i aktualnych kościelnych wytycznych przyjrzeć się temu zagadnieniu.

Warto zacząć od tego, że Biblia poświęca pieniądzom i posiadaniu rzeczy materialnych zadziwiająco dużo uwagi. Na ten temat znajdziemy tam 2300 wersetów, podczas gdy o wierze czy modlitwie, zaledwie 1000 wzmianek. Ta dysproporcja pokazuje, że finanse to jak najbardziej głęboko biblijny i teologiczny temat, a więc istnieje ścisła zależność między naszym życiem religijnym, a finansami. To z kolei prowadzi do bardzo ciekawych wniosków, a mianowicie, że dobrze przeżywana wiara pomaga nam w uporządkowaniu i rozwoju naszych finansów, a z drugiej strony finanse mogą pomóc pogłębić naszą relację z Bogiem, o czym zaświadcza wiele osób, które wcieliły w życie Boże zasady finansowe, zawarte w Biblii.

Tak duża ilość wersetów o finansach w Biblii może również świadczyć o tym, że po grzechu pierworodnym wszyscy mamy problemy z wyrobieniem sobie właściwej relacji do rzeczy materialnych. Wprawdzie pieniądze same w sobie są czymś moralnie obojętnym, lecz mają jakąś przedziwną zdolność wyłączania naszej czujności na sprawy Boże oraz na wrażliwość wobec drugiego człowieka. Spójrzmy na kilka przykładów z Ewangelii. Pierwszym z nich jest bogacz, któremu obrodziło pole. Powiedział sobie wtedy: „Jedz, pij i używaj”, przez co zapomniał o życiu wiecznym. Drugim przykładem jest bogacz, któremu bogactwo utrudniło zauważenie Łazarza, próbującego nasycić się resztkami z Jego stołu, przez co trafił do otchłani. Trzecim przykładem są ludzie z miejscowości, w której Jezus wyrzucił z opętanego cały legion, czyli kilka tysięcy demonów, a te demony weszły w świnie i spadły do jeziora. Pamiętamy z Ewangelii, że ludzie wyprosili wtedy Jezusa ze swoich stron, ponieważ wyżej cenili swoje świnie, niż uwolnienie opętanego człowieka. Nadmierna troska o pieniądze przeszkodziła wtedy działalności ewangelizacyjnej Jezusa.

Ofiarność jest zatem bardzo dobrym ćwiczeniem ascetycznym, pomagającym nauczyć się właściwej relacji do pieniędzy. Pan Bóg nie potrzebuje naszych pieniędzy. To my potrzebujemy umieć dzielić się nimi, aby nauczyć się właściwej hierarchii wartości i zaufania do Boga, przez które możemy doświadczyć Jego troski o nasze sprawy finansowe. Taki jest pierwszy cel ofiar, które składamy przy różnych okazjach dla księży pracujących w naszych parafiach.

Drugim celem jest utrzymanie księdza jako szafarza sakramentów świętych. Już w czasach Starego Testamentu Pan Bóg zobowiązał Lud Boży, aby część swoich dochodów przeznaczali na utrzymanie kapłanów i lewitów. Podczas gdy wszystkie pokolenia Izraela otrzymały na własność swoją część Ziemi Obiecanej, kapłani i lewici posługujący w świątyni, nie otrzymali ziemi na własność, lecz żyli z ofiar przynoszonych przy różnych okazjach do świątyni. W ten sposób, utrzymując się z darowizn i ofiar, swoją wędrowną działalność ewangelizacyjną prowadził także Jezus. Podobnie również ewangelizował święty Paweł, który w wielu pierwotnych wspólnotach chrześcijańskich, opierając się na Słowie Bożym objaśniał, że ci, którzy oddali się na wyłączną służbę Kościołowi, aby głosić Ewangelię i sprawować sakramenty, mają prawo do utrzymania przez Kościół i do korzystania z owoców swojej pracy. Podstawą biblijną do tego są słowa z Księgi Powtórzonego Prawa „Nie zawiążesz pyska wołu młócącemu” co oznacza, że gdy wół pracował młócąc zboże, mógł korzystać z tego co upadnie na ziemię podczas jego pracy. Na tej podstawie Kościół rzymskokatolicki rozeznał, że aby najskuteczniej i najefektywniej głosić Słowo Boże, księża nie będą podejmowali dodatkowej działalności gospodarczej, tylko cały swój czas i całe swoje serce mają przeznaczyć dla wspólnoty, dla której posługują.

Wskutek tego przyjął się zwyczaj przynoszenia przez wiernych drobnych podarków i ofiar materialnych za sprawowanie sakramentów i odprawianie Mszy świętej. Ofiary mają zawsze charakter dobrowolny, a ksiądz ma obowiązek odprawienia Mszy świętej czy udzielenia sakramentów nawet bez odpowiedniego stypendium. Dlatego w naszej diecezji nie ma żadnych cenników czy taryfikatorów za sprawowane posługi. Wszyscy chcemy natomiast uszanować swoją wzajemną pracę – wierni księdza, a ksiądz wiernych. Liczymy więc na wzajemną odpowiedzialność, życzliwość, dobroduszność oraz na zrozumienie, a przede wszystkim na bycie dla siebie nawzajem człowiekiem i bratem w wierze.

Gdy chodzi natomiast o rozliczanie się ze stypendiów przekazanych za Msze święte i sakramenty, odpowiednie przepisy kościelne regulują, jaka część ofiary przekazanej np. za ślub czy pogrzeb przeznaczana jest dla księdza proboszcza, jaka dla wikariuszy, jaka na utrzymanie parafii, a jaka na kurię diecezjalną. Nie cała więc ofiara zostaje dla księdza, tylko pewna część, ustalona w prawie kościelnym.

Już za chwilę rozpocznie się Msza święta, w której będziesz mógł okazać swoją hojność, ćwiczyć się w wolności do rzeczy materialnych i wspomóc materialnie twoją wspólnotę parafialną. Pomyśl, co blokuje twoją hojność lub blokuje cię na ofiarność wobec konkretnych osób i podejmij odpowiednie decyzje wiary. Prawdziwa ofiara jest wtedy, gdy „boli kieszeń lub serce”. Ten ból złóż jako swój dar ofiarny i oczekuj pięknych owoców tego, jak Bóg nie da się prześcignąć w hojności.

OFIARA Z DARÓW MATERIALNYCH

Przez ostatnie tygodnie zajmowaliśmy się darami duchowymi, które możemy składać Bogu podczas Mszy świętej. Wiemy już, że dla Boga najważniejsze jest nasze serce, a więc nasze intencje oraz szczerość, czyli to, czy nie zostawiamy dla siebie czegoś, co powinniśmy Mu dać. Znając już te priorytety możemy zająć się ofiarami materialnymi, które składamy na Mszy, a które są konsekwencją tego, co mamy w sercu.

Okazją, aby zrozumieć na czym ma polegać prawdziwa ofiarność materialna jest Ewangelia o ubogiej wdowie. Dlaczego Bóg, do którego należy cała ziemia potrzebuje wdowiego grosza? A może to nie On tego potrzebuje, tylko ktoś inny? Zastanówmy się dziś, co się dzieje z naszymi darami, które składamy do dyspozycji Boga?

W pierwszej chwili może się to wydawać nieludzkie, że Bóg godzi się na ofiarę ubogiej wdowy. Wrzuciła ona do skarbony wszystko co miała na swoje utrzymanie. Jak Bóg może na coś takiego pozwalać? Po co Mu nasze pieniądze, skoro w Niebie wszystko i tak jest duchowe? Po co Mu nasze dary, skoro „pańska jest ziemia i wszystko, co ją napełnia„? (1 Kor 10,26)

Być może jedna z odpowiedzi na to pytanie jest taka: Bóg sam dla siebie rzeczywiście nie potrzebuje naszych pieniędzy, lecz potrzebują ich inni, o których On się troszczy. Metodą działania Boga na tym świecie nie są przecież czary („hokus pokus, pstryk i masz pieniądze”), tylko posługiwanie się ludźmi i wydarzeniami. Jedni proszą Go o pomoc w trudnej sytuacji, u innych z kolei Bóg porusza serca, aby złożyli dla Boga jakiś dar, który oddany Mu do dyspozycji trafi w odpowiednim czasie i miejscu we właściwe ręce. Nic tu nie ginie. Wszystko oddane do dyspozycji Boga pracuje tak mądrze, że nie jesteśmy w stanie sobie nawet wyobrazić, jak cudownie działa Boża Opatrzność.

W taki właśnie sposób działa jedyny w swoim rodzaju bosko-ludzki system wymiany dóbr nie tylko materialnych, ale i duchowych. Bóg jest najlepszym pośrednikiem i doskonale wie, jaki dar ma trafić w czyje ręce. Oczywiście najbardziej widać to przy wymianie dóbr materialnych i być może znamy historie ludzi, którzy potrzebowali jakiejś konkretnej kwoty pieniędzy i „dziwnym trafem” otrzymali ją w niespodziewanych okolicznościach. Nie powinno nas to w ogóle dziwić. Jeden się modli, ktoś inny składa ofiarę, jeszcze ktoś inny dysponuje tą ofiarą lub jest we właściwym miejscu i we właściwym czasie.

Tak właśnie wyglądały pierwsze Msze święte w czasach apostolskich. Wierni gromadzili się i przynosili ze sobą różne dary, które potem były rozdzielane: najlepsze chleby były wykorzystywane do Eucharystii, a pozostałe dary przeznaczone były dla najuboższych oraz na utrzymanie apostołów i ich współpracowników.

W naszych czasach zwyczaje się nieco zmieniły, ponieważ chleby do Eucharystii wypieka się w specjalnych miejscach, lecz sama idea składania darów jest dokładnie ta sama. Namacalnym wyrazem tego jest procesja z darami oraz pieniądze, które składamy na tacę na utrzymanie kościoła, a także ofiary do puszek oraz inne ofiary, które składamy dla potrzebujących. Przyjrzyjmy się bliżej każdej z tych form naszej ofiarności.

Ponieważ sami nie wypiekamy już chlebów do Eucharystii, lecz składając pieniądze na tacę, przyczyniamy się do ich kupna, aby podkreślić nasz wspólny wkład. W wielu parafiach, zwłaszcza w uroczystości, ma miejsce uroczysta procesja z darami. Przedstawiciele parafii niosą wtedy chleb i wino, które zostaną złożone Bogu w ofierze i przemienione w Ciało i Krew Pana Jezusa. Do tych darów – jak uczy Kościół – można złożyć również inne, lecz wyłącznie takie, które albo będą użyte dla miejscowej wspólnoty (np. sprzęty na wyposażenie kościoła, czy sal parafialnych) albo dary dla biednych. Nie można natomiast składać żadnych darów symbolicznych, ponieważ wszystkie nasze ofiary są realne, a nie symboliczne, zwłaszcza ofiary duchowe, o których mówiliśmy wcześniej. Nie można zatem przynosić w darach np. książek dla dzieci na zakończenie roku i tłumaczyć, że symbolizują całoroczną pracę w szkole, ani innych wymyślnych rzeczy, bo tracimy wtedy poczucie, że liturgia jest czymś realnym.

Drugim sposobem składania ofiar jest zbiórka na tacę. Wbrew temu co myśli wiele osób, zwłaszcza niezwiązanych blisko z Kościołem, ofiary z tacy nie służą utrzymaniu księdza, tylko utrzymaniu kościoła i parafii. Każdy z nas, kto ma dom lub jest odpowiedzialny za jakąś instytucję doskonale wie, co to znaczy płacić rachunki za prąd czy ogrzewanie, co to znaczy płacić podatki, utrzymywać pracowników, albo remontować. Właśnie temu służy taca, aby z ofiar zebranych przez wiernych można było opłacić wszelkie koszty związane z użytkowaniem kościoła i opłacić pracowników, którzy są zatrudnieni przez parafię.

Ostatnim sposobem są nasze ofiary do puszek, a więc zbiórki pieniędzy lub darów na jakichś konkretny cel dobroczynny lub ewangelizacyjny. Dosyć często po Mszach świętych mamy okazję złożyć dodatkową ofiarę na ubogich, na Caritas, na ofiary kataklizmów, misje itp.

Wszystkie te ofiary materialne są wielkim sprawdzianem naszej żywej wiary i poczucia odpowiedzialności za wspólnotę, w której wzrastamy. Pamiętajmy o słowach Jezusa: „Troszczcie się najpierw o Królestwo Boże, a wszystko inne będzie wam dodane” (Mt 6, 33) i nauczmy się przez to zaufaniaBogu. Za każdym razem gdy z ufnością składamy coś do dyspozycji Boga, nasze dary materialne idą w Jego „obrót” i wracają pomnożone we właściwym czasie, dokładnie tak jak tego w danej chwili potrzebujemy. Pytanie jest tylko takie: Jak bardzo ufam Bogu i jak bardzo czuję się od Niego zależny?

OFIARA CIERPIENIA W INTENCJI INNYCH

Kiedy poznajemy nauczanie wielu świętych przekonujemy się, że zadziwiająco dużo miejsca poświęcają cierpieniu, które sami z siebie chcą dawać Bogu w ofierze, jako wyraz swojej miłości. W „Dzienniczku” siostra Faustyna pisze tak: „Aniołowie, gdyby zazdrościć mogli, to by nam dwóch rzeczy zazdrościli: pierwszej – to jest przyjmowania Komunii św., a drugiej – to jest cierpienia” (Dz 1804).

Jak to jest, że cierpienie, czyli coś przed czym uciekamy, w oczach świętych jest jednym z największych darów miłości, jaki można złożyć Bogu? Spróbujmy to dziś wyjaśnić i odkryjmy, w jaki sposób możemy nasze cierpienie składać w ofierze na Mszy świętej.

Wspomniana przez nas Faustyna, w innym miejscu pisze tak: „Cierpienie jest wielką łaską. Przez cierpienie dusza upodabnia się do Zbawiciela, w cierpieniu krystalizuje się miłość. Im większe cierpienie, tym miłość staje się czystsza”. (Dz 57).

Kiedy człowiek dojrzewa duchowo, swój rozwój wyobraża sobie w ten sposób, że im będzie się więcej modlił i żył Ewangelią, tym bardziej zjednoczy się z Jezusem, rozumiejąc to w kategoriach emocjonalnych przyjemności. Owszem, wiele razy, zwłaszcza na początku naszego nawrócenia, Pan Bóg będzie nam dawał na modlitwie doświadczenie swojej bliskości. Choć namacalna radość z doświadczania bliskości Boga jest rzeczywiście jednym ze sposobów bycia z Nim blisko, można się z Nim zjednoczyć jeszcze bardziej. Dzieje się to wtedy gdy cierpimy, a więc na krzyżu. Kiedy popatrzymy chociażby na apostoła Jana, którego serce było tak blisko serca Jezusa odkryjemy, że Jan jako jeden z nielicznych wytrwał z Jezusem do końca, pod krzyżem. I właśnie dlatego to krzyż i cierpienie są – wbrew naszym intuicjom – okazją, by być najbliżej Boga. Łączymy się wtedy z Jezusem nie tylko w radościach, ale i w smutkach.

Jedną z najważniejszych zasad duchowego życia jest tzw. paschalność. Jest to przyjęcie prawdy, że nasze życie składa się zarówno z krzyża, jak i ze zmartwychwstania. Jest to także umiejętność przeżywania każdego z tych stanów w łączności z Jezusem. Ci, którzy to praktykują, doskonale wiedzą, że jest to bardzo przydatna i praktyczna umiejętność, ponieważ gdy zaprzyjaźniamy się z cierpieniem, wtedy nie dość, że odkrywamy taką bliskość z Bogiem, jakiej nie dadzą żadne inne radości, to również zaczynamy odkrywać skarb, jakim jest cierpienie ofiarowane świadomie i dobrowolnie z miłości do Boga.

Paschalność to zatem bardzo ważna umiejętność w naszym duchowym życiu i jest ona oznaką naszej dojrzałości w wierze. Człowiek paschalny to taki, który nie przypisze swojego cierpienia Bogu, nawet jeśli wielu rzeczy nie rozumie w swoim życiu, bo na tyle już poznał Boga, że wie, iż jest On czystą miłością. Człowiek paschalny to również taki, którego nie złamie żadne cierpienie, bo będzie wiedział, że nawet jeśli niesprawiedliwie cierpi, ale złoży swoje cierpienie w darze Bogu, to Bóg w przedziwny sposób wykorzysta je do objawienia jakiegoś większego dobra. Człowiek paschalny to również człowiek Eucharystii, bo będzie zanosił swoje cierpienie jako jeden z największych darów, jaki może przynieść na ołtarz.

Czy zatem mamy sami szukać sobie cierpień, aby móc je składać Bogu w ofierze? Otóż, każdy z nas jest zaproszony do miłości Boga, ale nie wszyscy są zaproszeni, aby tę miłość wyrażać przez cierpienie. Do takiej postawy Bóg zaprasza indywidualnie, swoich najbliższych przyjaciół, którym ufa i o których wie, że nie odejdą od Niego w chwili próby. Bóg doskonale zna nasze możliwości, dlatego nigdy nie pozwoli nam cierpieć więcej niż możemy znieść i – żebyśmy zawsze o tym pamiętali – Bóg nie ma wcale radości w tym, żeby zadawać nam ból. Zaprasza nas jednak do tego, abyśmy te cierpienia, które napotkamy w życiu, umieli Mu ofiarować, w chwili samego cierpienia oraz na Mszy świętej. W „Dzienniczku” czytamy: „Bóg nigdy nie dopuści ponad to, co możemy znieść. (…) jeżeli zsyła na duszę udręczenia wielkie, to jeszcze większą wspiera łaską, chociaż jej wcale nie spostrzegamy. Jeden akt ufności w takich chwilach oddaje Bogu więcej chwały niż wiele godzin przepędzonych na pociechach w modlitwie” (Dz. 78)

Po co są potrzebne nasze ofiary z cierpień? Otóż najpierw dla nas samych. My sami, wyrzeźbieni przez cierpienie, możemy poszerzać nasze serca w miłości. Gdyby nie trudności i cierpienia, nigdy byśmy się nie przekonali, że można tak bardzo kochać i ufać. Dalej, cierpienie przeżyte w zjednoczeniu z Jezusem w niezwykły sposób oczyszcza nasze serce i sprawia, że dzięki temu stajemy się lepszym kanałem łaski Bożej dla innych. Dlatego cierpienie ma też wielką wartość ewangelizacyjną i wstawienniczą. Są pewne rodzaje złych duchów, które można wyrzucić jedynie modlitwą i postem – uczył Pan Jezus. To dlatego św. Faustyna, kiedy chciała modlić się za wielkich grzeszników, których pokazywał jej Bóg, do modlitwy dołączała również swoje cierpienie i między innymi właśnie dlatego jej modlitwa została wysłuchana. Zły duch jest bezsilny, gdy ktoś tak kocha, że jest w stanie za drugiego cierpieć. Jest to niszczenie potęgi piekła u jej podstaw, bo sprzeciwiając się naszemu własnemu egoizmowi, niszczymy złego ducha już w zarodku.

Ci, którzy dobrowolnie cierpią dla Jezusa, będą mieli wielkie zasługi w niebie. Czytamy o tym w Dzienniczku: „Wtem ujrzałam Pana Jezusa przybitego do krzyża. Kiedy Jezus chwilę na nim wisiał, ujrzałam cały zastęp dusz ukrzyżowanych tak jak Jezus. I ujrzałam trzeci zastęp dusz i drugi zastęp dusz. Drugi zastęp nie był przybity do krzyża, ale dusze trzymały silnie w ręku krzyż; trzeci zaś zastęp dusz nie był ani ukrzyżowany, ani [nie] trzymał w ręku krzyża silnie, ale wlokły te dusze krzyż za sobą i były niezadowolone. Wtem rzekł mi Jezus: Widzisz te dusze, które są podobne w cierpieniach i wzgardzie do mnie, te też będą podobne i w chwale do mnie; a te, które mają mniej podobieństwa do mnie w cierpieniu i wzgardzie — te też będą miały mniej podobieństwa i w chwale do Mnie (Dz. 446).

Nie dalibyśmy rady kochać i cierpieć dla Jezusa, gdyby nie zjednoczenie z Nim, które dokonuje się w sposób najbardziej doskonały podczas Mszy świętej. Złóż dziś na ołtarzu wszystkie twoje bóle i cierpienia wierząc, że gdy łączysz się z Jezusem w krzyżu, będziesz również złączony z Nim w Jego radości zmartwychwstania.